Psiakrew!
Auć!
Garth
Dahi wygramolił się spod olbrzymiego biurka. Rzucając przekleństwami rozmasowywał
bark, którym uderzył o róg pulpitu, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Westchnął
ciężko, odwracając się ponownie w stronie wielkiej machinerii, którą usilnie próbował
uruchomić. A składała się z kilku komputerów, wielu większych lub mniejszych
monitorów i zwisających wszędzie kabelków o różnych barwach. I o ile to, co
stało na biurku robiło niemałe wrażenie, tak bałagan, jaki panował pod nim, był
przerażający. Całą powierzchnię podłogi zakrywały pospiesznie zapisane notatki,
długopisy i różnorakie narzędzia, które miały zastąpić mu najwspanialsze bóstwa
i włączyć maszynę. A o tym marzył
nieprzerwanie od kilku lat. Konkretnie od siedmiu, bo aż tyle zajęło mu
konstruowanie tego urządzenia. Zebranie wszelkiej potrzebnej wiedzy, tak
nieokiełznanej, kruchej, często wieloznacznej, nie było prostym zadaniem, a i
zabrało bardzo dużo czasu. Jednak człowiek ogarnięty szaleństwem twórczym wcale
go nie liczył: ważne było dla niego tylko to, co już wiedział i czego dowiedzieć
się powinien. Ale Garth osiągnął już wszystko. Teraz pozostał mu najtrudniejszy
z punktów: realizacja. Realizacja marzenia tak nierzeczywistego, jak zatrzymanie
czasu.
Ale
przecież on poniekąd chciał go zatrzymać.
Wciąż
jednak czegoś brakowało. Miesiące mijały błyskawicznie, zupełnie jak kartki
kalendarza wyrywane przez wiatr i niesione hen daleko. Garth wciąż tego nie
zauważał, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że to za długo trwa. I za każdym
razem byłą to głupota: źle połączony kabel, nie ta karta, nie ta kombinacja. I
całą robotę trzeba było zaczynać od nowa. Było jednak warto: mimo licznych
niepowodzeń Dahi nie zamierzał porzucić swojego dzieciątka. Było dla niego
jedynym błyszczącym punktem w wszechobecnej ciemności, jaką zgotował mu los,
jedynym powodem, dla którego wciąż kroczył dalej przez to zgniłe, ponure, nic
niewarte życie.
Ale
tego dnia wstał z łóżka z poczuciem, że będzie lepiej. Śnił o pięknych
rzeczach, po przebudzeniu bardzo wczesnym rankiem również je widział: kropelki
rosy osiadły na oknach przepuszczających przez siebie blade, radosne promienie
słońca. Wnet całe pomieszczenie rozświetlił radosny blask, który dało się
zobaczyć również w oczach Gartha. Dało się wyczytać z nich wiadomość: „To jest
dobry dzień!”.
Więc
kiedy wypełzł spod tego biurka, pełen najczarniejszych myśli, po raz kolejny
pomyślał o tych pięknych siedmiu latach, które spędził na realizacji projektu
swojego życia. Nie mógł się poddać, kiedy był już tak daleko! O nie, wszelkie
wątpliwości, przejawy pesymizmu czy choćby nawet realizmu należało odłożyć na
bok. Bo oto Garth Dahi dokonywał niemożliwego.
Nie
myśląc nawet o czymś tak prymitywnym jak jedzenie i picie pracował w pocie
czoła, karmiony nadzieją i pogonią za spełnieniem swojego największego
pragnienia podniósł się z ziemi, z radosnymi błyskami spoglądając na największy
z monitorów, powieszony na środku.
I
oto piątego czerwca zdarzył się cud! Jakże wielka radość niczym gorący wywar
rozpłynęła się po ciele Gartha. Miał ochotę wrzeszczeć z radości, podskakiwać,
tańczyć tak samo jak potworek, który bawił się jego wnętrznościami, powodując
wspaniale uczucie błogości, a jednocześnie ciężaru, bowiem aż tyle pozytywnych
uczuć uderzyło w niego tak nagle. Szare oczy błyszczały najjaśniejszym
blaskiem, a żółtawe zęby ukazały się w szerokim uśmiechu, kiedy wielki ekran
zaświecił szarą poświatą. A to mogło oznaczać tylko jedno: udało się!
Radość
nie trwała jednak długo. Zamiast specjalnego kodu, który sam opracował Dahi, na
środku wyświetlił się dziwny napis. Jego wyjątkowość polegała na tym, że był
zapisany w języku, z którym nigdy w życiu się nie spotkał. Przyszło mu do
głowy, że albo był martwy, albo wymyślony, albo… nieistniejący. Uczucie
uniesienia natychmiast uleciało z mężczyzny, pozostawiając gorzkie rozczarowanie,
paraliżujący strach i wściekłość. Nie mógł uwierzyć, że tuż przed metą coś
poszło nie tak! Rozgniewany przyjrzał się uważniej napisowi, który niespodziewanie
zaczął rozrastać się po całym ekranie, już wkrótce zapełniając całą jego
powierzchnię.
„Fyu
ywhox m rmojud, pa apesmyjm J’dyuhr’. Fyu ywhox mu J’dyuhryo’, pa ghmilac’o
ljmucbyu serzi jlu. Fyu ywhox m serzody: jo’ ghzupyuwc’u y cepy’o mopyxor’. Fyu
ywhox m rmojud, pa mogc’oko dam’u pir’ mpik ryu’m’bo, pi xo’ efyuj’r’”.
Napis po pewnej chwili zaczął migać, co
jakiś czas zmieniając kolory, a wielkich głośników stojących w kątach wydobyło
się głośne wycie alarmu. Nic nie szło tak jak powinno! Jednak Garth starał się
zachować zimną krew. Zasiadł na krześle, wcześniej zrzuciwszy z niego jakieś
ubrania, i zabrał się za naprawianie szkód. Jednak nie minęły dwie minuty,
kiedy zaczął blednąć, aż wreszcie całkowicie zniknął. Wciąż nękany niepokojem
spoglądał nieufnie na pusty już ekran i bez towarzyszącej mu euforii wpisał kod
i hasło, które miało mu otworzyć dostęp.
I otworzyło. Otworzyło dostęp do
wszystkiego. Bo czymże jest dla niego wszystko?
Przyszłością.
***
O czym myślisz, kiedy
wyobrażasz sobie letnią noc? O czarnym niebie wysypanym migoczącymi gwiazdami,
o bladym, okrągłym księżycu rzucającym blask na ziemię, o ciepłym wiaterku
rozwiewającym włosy? To prawda, o ile jesteś wśród bliskich, o ile stoisz na własnej
ziemi, pod doskonale sobie znanym sklepieniu. Ale gdy jesteś w zupełnie obcym
mieście, zdana tylko na siebie, bez ani jednej wskazówki, rady, wyciągniętej w
geście pomocy ręki? Wówczas widzisz niekończąca się ulice pogrążonym w mroku
ciemniejszym i gęściejszym niż zwykle. Zdaje się oplatać cię swoimi lodowatymi
ramiona i wodzić złudzeniem światła jaśniejącego gdzieś w oddali. W
rzeczywistości jednak prowadzi cię w obce uliczki, choć przecież znane. Mijasz
dziwne budynki, choć przecież ich obraz powoli przebija się przez zaporę
zapomnienia. Mimo to próbujesz zachować spokój: znajdowałaś się przecież
w centrum miasta; lampy uliczne pewnie tylko na chwilę przestały świecić, a już za moment zza rogu wyjedzie jakiś samochód. Wszystko będzie dobrze.
w centrum miasta; lampy uliczne pewnie tylko na chwilę przestały świecić, a już za moment zza rogu wyjedzie jakiś samochód. Wszystko będzie dobrze.
Jednak wciąż nie możesz
oprzeć się wrażeniu, że ktoś cię obserwuje. Odwracasz się, drżąc lekko, ale nie
dostrzegasz nic, nawet kota przemykającego przez zupełnie opustoszałą ulicę.
Nic też nie słyszysz, zupełnie jakby całe miasto zamarło. Przyspieszasz kroku,
nie chcesz przecież zostać złapana. „Ja chcę tylko dostać się do mojej ciotki”,
myślisz, coraz bardziej spanikowana. Wtem skręcasz w jakąś ledwie widoczną uliczkę, a ty, ku największej uciesze, rozpoznajesz ją.
To tędy chadzałaś wiele lat temu, kiedy spóźniłaś się na obiad i musiałaś czym
prędzej znaleźć cię w domu cioci. A więc ta ścieżka zaprowadzi cię do domu!...
Ktoś nadal cię śledzi,
czujesz to, jesteś tego pewna. Teraz już boisz się odwrócić w obawie przed
ujrzeniem czegoś strasznego. Zamiast tego zaczynasz biec, usilnie próbując się
uspokoić. Nic z tego, strach niemal cię paraliżuje, adrenalina buzuje w twoich
żyłach…
Wtem słyszysz strzał.
Strzał, następnie okropny jęk. Ktoś kogoś postrzelił, ktoś tam umierał.
To mogłaś być ty.
To prawie byłaś ty…
I
oto wrota krainy snu zatrzasnęły się przed nią, zanurzając ją w wszechobecnej,
niemal namacalnej ciemności ciszy. Trwała tak jakiś czas, nie mając siły ani
chęci, by choćby ruszyć palcem. Starała się nie dopuszczać do siebie żadnej
myśli: wolała wsłuchiwać się w dźwięki jej ukochanego domu. Jednak umysł
wiedział swoje i usilnie podsuwał jej okropne obrazy, zmuszając ją do
rozmyślania nad nimi, czego tak bardzo pragnęła uniknąć. Widziała twarze, sytuacje
przed wielu lat, czuła te wszystkie uczucia, które jej wówczas towarzyszyły.
Żadne z nich nie były przyjemne i sprawiły, że Hekate szybko otworzyła oczy.
Ostatnio
bardzo źle spała. Kiedy po godzinach rozmyślań pośród mroku nocy udawało jej
się zapaść w sen, był on niespokojny i płytki: śniąc widywała tylko
najstraszniejsze obrazy z przeszłości, zaś byle hałas natychmiast ją budził,
zmuszając do ponownego zanurzania się w najciemniejsze zakamarki swoich
wspomnień. Jakiż to żałosne: spośród tych wszystkich dwudziestu trzech lat jej
życia najgorzej wspominała ostatnie dwa dni. Z całą pewnością, gdyby tak dobrze
się zastanowić, znalazłaby o wiele gorsze momenty, przez które ciągał ją los,
ale mimo to byłaby w stanie przeżyć to jeszcze raz pod warunkiem, że otrzyma możliwość
cofnięcia się w czasie o te dwa cholerne dni. Czy prosiła o wiele?
Zdecydowanie
prosiła o zbyt wiele.
Z
ponurą miną niezgrabnie podniosła się z łóżka. Leniwie podreptała do dużego
lustra stojącego pod rdzawo-czerwoną ścianą. Wyglądała jak siedem nieszczęść:
szaro-zielone oczy, pozbawione jakiegokolwiek blasku, były podkrążone, wąskie
wykrzywiały się grymasie niezadowolenia, a jasna cera zdawała się być bledsza
niż zwykle. Nie mogąc dłużej na siebie patrzeć skierowała się do łazienki i szybko wskoczyła pod prysznic. Dopiero wstała, a jednak gorąca woda
spłukiwała z niej całe zmęczenie niczym kurz. Pozostawało tylko orzeźwienie i
zaduma. Niestety ciężar w sercu pozostał i nic nie zapowiadało zmiany.
To
nieprawda, że wszystko, co jest ukrywane głęboko w sercu, powinno ujrzeć
światło dzienne. Niektóre rzeczy niczym drzazga powinny tam tkwić, pomimo bólu,
które zadawały. Każdy ma swoje tajemnice, swoje rozterki, opinie i lęki, jednak
w momencie kiedy mogłyby zranić kogoś innego, powinny być ukryte najgłębiej,
gdyż z czasem może się okazać, że wyjęcie tej drzazgi może być o wiele bardziej
bolesne.
Niestety
dwa dni temu ona, tak samo jak i najbliższa jej sercu osoba, pociągnęli za
swoje drzazgi zbyt mocno, wykrzykując to, co nigdy nie powinno być powiedziane
nawet szeptem. Myśląc o tym coś ścisnęło jej serce, a w gardle zaschło. Nie
powinna o tym myśleć, przecież nie tylko ona popełniła błąd: podczas tej kłótni
usłyszała wiele słów, które zdawały się być nożami wbijanymi w jej plecy.
Zdecydowanie
nie powinna o tym myśleć, bo im więcej poświęca na to czasu, tym pewniejsza była
tego, że dla osoby, którą kochała najmocniej w świecie, nie była nikim ważnym.
Pomimo tak wielu wyznań miłości, pięknych słów i gestów niczym grom z jasnego nieba
trafiło w nią poczucie, że to wszystko było… puste, bez żadnego przekazu. Na
zewnątrz tak piękne, a w środku niewypełnione żadnym uczuciem. Zupełnie jak
porcelanowa lalka. Bardzo głęboko w jej podświadomości świtało poczucie, że te
podejrzenia, jakże bolesne, są też w jakimś stopniu absurdalne: przecież to
tylko obawy, które cichutko, ostrożnie, niepostrzeżenie podsyłają okrutne
myśli. To przez stres i niepokój wywołany niecodzienną sytuacją. Nic więcej.
Hekate
jeszcze chwilę patrzyła w okno. Zapowiadał się miły, słoneczny dzień: słońce
świeciło jasno na tle idealnie niebieskiego nieba, a delikatny wietrzyk kołysał
zielonymi listkami. Wszystko zdawało się być tak radosne i pełne życia, że
kobieta nabrała wątpliwości, czy oby na pewno wyjść z przytulnego domu, w
którym do woli mogła pogrążać się w ponurych myślach. Tak więc jeszcze chwilę
postanowiła opierać się pokusie wyjścia na miasto i włączyła telewizor, ze znudzeniem
przełączając kolejne kanały. Kiedy natrafiła na jeden z programów
informacyjnych zaprzestała poszukiwań: rozemocjonowany głos reporterki stojącej
na tle karetek i wozów policyjnych wyraźnie wskazywał na to, że stało się coś
ważnego. Heki wzruszyła ramionami i wsłuchała się w to, co miała do
przekazania.
—
…powtórzmy więc: Antoine Voyant,
przywódca Oeil Triangulaire1, jednego z największych gangów
narkotykowych na terenach Europy, został znaleziony martwy w swojej willi w
Paryżu. Choć śledczy nie mają pewności, podejrzewa się, że to skutek potyczek mafijnych,
jakie ostatnio zarejestrowano na terenach Francji i Niemiec. Z nieoficjalnych
doniesień wynika, że francuskiemu gangowi skradziono towar o wartości dwóch
milionów euro, w którego skład wchodziła głównie kokaina i heroina sprowadzana
z Francji do Niemiec i Czech. Sprawców nie odnaleziono, jednak istnieją podejrzenia,
że to…
Sparaliżowana przez szok, który wstąpił w nią po
odsłuchaniu relacji, czym prędzej wyłączyła telewizor. Przygryzając wargę rozejrzała
się błagalnie po pokoju: wiadomość o śmierci Voyanta była zła, oj bardzo zła!
Przez długi czas Hekate nie mogła się ruszyć, a kiedy już zmusiła się do
zbliżenia do okna, ogarnął ją paniczny strach, a krople potu wstąpiło na blade
czoło. „To nie może dotyczyć jego, nie, to wcale nie musi dotyczyć jego…”,
powtarzała sobie w myślach, jak gdyby usilnie chciała w to uwierzyć.
Kiedy po raz kolejny tego dnia coś
nieprzyjemnie ścisnęło ją za serce, natychmiast wyszła z domu, szybkim krokiem
udając się w pierwsze miejsce, jakie jej przyszło do głowy.
Tak
jak podejrzewała, ulice Berlina były wyjątkowo zatłoczone: każdy pragnął
wykorzystać ten piękny dzień jak najlepiej. Również w restauracji jej wuja było
bardzo tłoczno: niemal wszystkie elegancki stoliki pokryte śnieżnobiałym
obrusem były zajęte, a kelnerzy z niemałym trudem przeciskali się do gości. I
choć była to naprawdę duża sala, teraz zdawała się być naprawdę bardzo mała.
Tylko za zbudowanym z czerwonej cegły barem, który stał naprzeciwko wejścia, było
luźniej: krzątało się tam tylko kilku pracowników. Zaś tuż obok o jedną z kolumn
nonszalancko opierał się niski, pulchny mężczyzna o rzadkich czarnych włosach,
czerwonych policzkach i wesołych piwnych oczkach. Kiedy tylko dojrzał Hekate,
rozpromienił się i szybko do niej podszedł.
—
Heki, jak miło cię widzieć! — zawołał, całując ją w policzek. — Wyjątkowo miło,
wprost spadłaś mi z nieba!
—
Co się stało, wujku? — spytała z niewielkim zainteresowaniem. Jej wzrok wciąż
błądził po zapełnionym pomieszczeniu modląc się w duchu, by nie spotkać nikogo
znajomego — niespecjalnie miała na to ochotę.
—
Ach, to nic takiego, nie musisz się martwić, acz jednak potrzebna mi jest
pomoc. — Viktor Rockermann wydawał się być coraz bardziej zestresowany. Hekate
szybko zarejestrowała tę zmianę nastroju, co zaniepokoiło ją nieco: znała
swojego wujka i jego skłonność do wpadania w tarapaty. — Po prostu potrzebny mi
Oscar. Wiesz, o jakiego mi chodzi…
—
Od tego od podrabiania dokumentów? — spytała z niedowierzaniem. — Wujku, w coś
ty się, do cholery, znowu wplątał?!
—
Nie tak głośno, Heki, proszę, ciszej — syknął zlękniony Viktor. — Tak, tak, o
niego właśnie chodzi, tak… Znasz go, prawda? Jest z tej waszej świty, poza tym
na pewno często widuje się z Falianem…
Dalej
już nie usłyszała, co mówił jej wuj. Na dźwięk tego imienia dreszcz przebiegł
po jej kręgosłupie, a jakiś niewidzialny głaz naciskał na jej klatkę piersiową,
utrudniając swobodne oddychanie. Spojrzenie powędrowało gdzieś ponad ramię
wuja, a myśli po raz kolejny tego ranka zaczęły swobodnie hulać w jej głowie.
Niemało wysiłku musiała włożyć w to, by wrócić do rzeczywistości.
—
…to znaczy wiesz, oczywiście nie
twierdzę, że byś sobie nie poradziła, ale nie o to chodzi — trajkotał Viktor,
najwyraźniej w ogóle nie zauważając chwilowe nieobecności Hekate. — Chodzi o
to, że ty znasz go lepiej niż ja. Na pewno Falian ci pomoże, ale nawet nie
sądzę, by ci byłą potrzebna jego pomoc — po prostu podejdź do niego i powiedz,
że stary Rockermann ma do niego interes. Zgoda? — Viktor zdawał się w ogóle nie
zauważyć chwilowej nieuwagi Hekate.
—
Dobrze — odpowiedziała zaskakująco lekko i naturalnie. — Zrobię to za chwilę.
Viktor
uśmiechnął się promiennie. Hekate starała się odwzajemnić ten gest, jednak nie
wyszło z tego nic prócz grymasu, który przywodził na myśl ból zęba. Doskonale
znała Viktora i wiedziała, że ten człowiek nigdy nie uczył się na własnych
błędach. W innych okolicznościach w ogóle by mu nie pomogła, mając gdzieś, koku
i ile był winien pieniędzy, jednak miała w tym własny interes. Szła tam nie z
chęci pomocy. Szła tam, gdyż chciała go zobaczyć: ujrzeć jego twarz i spojrzeć
w głębokie, ciemnoniebieskie oczy. Pragnęła tylko, aby po zamknięciu powiek
wciąż widzieć go oczyma wyobraźni.
***
Muzeum
Sztuki Nowoczesnej jest dość oryginalnym miejscem na spędzenie wolnego czasu: w
tak piękny czerwcowy dzień jak ten ludzie spacerowali po parkach, udawali się
na wielkie zakupy w centrach handlowych lub po prostu opalali się w swoich
ogrodach. Nic więc dziwnego, że niewielu wpadło na pomysł, by zaczerpnąć wiedzy
na temat nowatorskiej sztuki. Jednak Taya Naamah miała zupełnie inne zdanie na
ten temat: była w stanie poświecić każdą wolną chwilę na oglądanie wspaniałych
obrazów czy niebanalnych rzeźb, które wciąż ją zadziwiały: ileż to w ludziach
czai się wyobraźni i pasji, by ją urzeczywistniać! Smutne było zaś to, że coraz mniej ludzi to
dostrzegało: Taya nie mogła pojąć, jak można było być aż tak zaślepionym i nie
dojrzeć w tych wszystkich dziełach choćby krzty piękna, która niewątpliwie w
nich drzemała.
Taya
zarzuciła swymi długimi, prostymi, białymi jak śnieg włosami, spoglądając na
swoją towarzyszkę. Była niższa od niej o głowę, miała krótkie, brązowe włosy i
zadarty nos. Na wszystko spoglądała z nieukrywanym podziwem, na co Taya
uśmiechnęła się dumnie, jaki gdyby wszystko wokół należało do niej. W
rzeczywistości cieszyła się, że ktoś to doceniał.
—
Wiesz, słyszałam, że jakieś dziecko namalowało na płótnie kilka kresek i plamek
i ten obraz został sprzedany za kilkanaście milionów — ćwierkała zafascynowana
Renne. — I pomyśleć, że talent wielu malarzy odkryto dopiero po ich śmierci, a
takie dzieciaki, nie mając pojęcia o sztuce, zarabiają krocie…
—
Nie talent, tylko dzieła i ich piękno — poprawiła koleżankę Taya. — Artysta
musi mieć talent, zmysł i inteligencję, wówczas ma bardzo duże szanse, by
dzięki swej twórczości zapisać się w kartach historii. A ten przypadek, o
którym mówiłaś, jest pojedynczy, to tylko wyjątek, żadna reguła. Właśnie na tym
to polega: nigdy nie wiesz, czego się po sztuce spodziewać, nie jest jak moda,
która pojawia sie znikąd, by przeminąć o kilku miesiącach. Jeśli masz szeroki
umysł, zrozumiesz.
Renne
spoglądała z zaskoczeniem na Tayę, którą pochłonął właśnie inny obraz. Szatynkę
jednak zainteresowało coś zupełnie innego: kilka metrów od nich, tuż obok
rzeźby przedstawiającej trzy wrośnięte w siebie kwadraty, stał wysoki, dobrze
zbudowany mężczyzna o czarnych, gęstych, sięgających ramion włosach i szarych
oczach, w których czaił się tajemniczy blask. Blade usta wykrzywiały się w delikatnym, nieśmiałym uśmiechu, kiedy spoglądał na obie koleżanki a
zwłaszcza na Tayę, zaś kiedy zorientował się, że jednak z nich go dostrzegła,
zniknął gdzieś za kolejnymi posągami. Renne uśmiechnęła się złośliwie i
zerknęła na białowłosą, która mruczała coś pod nosem.
—
Wiesz co, ja już muszę znikać — mruknęła udając, że spogląda na zegarek
zawieszony na nadgarstku. — Ale dostrzegłam bardzo ciekawe dzieło sztuki o…
tam! — dodała, wskazując palcem w miejsce, w którym zniknął mężczyzna. — Musisz koniecznie je zbadać. Jak już
je zobaczysz, na pewno będziesz wiedziała, o co chodzi. — I puszczając
koleżance oczko odwróciła się na pięcie, udając się w stronę wyjścia.
Zaskoczona
Taya spojrzała w tamtą stronę. Zbliżyła się o kilka kroków, zaglądając za jedną
ze ścianek stworzonej z wystawy różnorodnych obrazów. Przyjrzała im się bliżej,
lecz przez roztargnienie dopiero po
kilku chwilach zdała sobie sprawę, że przecież już je oglądała. Zdezorientowana
zmarszczyła brwi: o co mogło chodzić Renne?
—
Czy ten obraz, pomimo radości, którą wyraźnie ukazuje, nie kojarzy ci się ze
śmiercią?
Taya
podskoczyła. Usłyszawszy tuż za sobą niski, łagodny i nieco zadumany głos
odwróciła się gwałtownie, otwierając szeroko swoje szmaragdowe oczy. Tuż przed
nią stał wysoki mężczyzna o hipnotyzującym spojrzeniu i uroczym, delikatnym uśmiechu. Zupełnie nie
wiedziała, co powiedzieć i dopiero po paru chwilach przypomniała sobie treść
pytania. Wciąż lekko oszołomiona próbowała skupić się na malowidle, a kiedy w
końcu jej się udało, ze zdziwieniem stwierdziła, że obcy miał rację: na płótnie
została namalowana łąka, po której rozlewały się promienie słońca. Jednak to
nie fakt, że słońce było zielone, pole różowe a niebo żółte dawał najwięcej do
myślenia, tylko kilka czarnych ptaków przecinających sklepienie. Stanowiły
ogromny kontrast, a kształt, który tworzyły, Tayi bardzo przypominały twarz
wykrzywioną w paskudnym uśmiechu. Zadrżała.
—
Chyba mam rację — zaśmiał się mężczyzna.
Taya
uśmiechnęła się niepewnie, wciąż nie wiedząc, co odpowiedzieć. Oboje spoglądali
na siebie czas jakiś, aż w końcu nieznajomy jakby ocknął się i wyciągnął w jej
stronę swoja dłoń.
—
Jestem Tevence — powiedział. — Jednak znajomi mówią na mnie Tev.
—
Taya, miło mi — odparła nieśmiało.
—
Czy zechcesz towarzyszyć mi podczas zwiedzania? Wyglądasz mi na osobę, która naprawdę
zna się na rzeczy.
Kobieta
zarumieniła się delikatnie. Kiwnęła tylko głową, po czym ruszyła przed siebie
oczekując, że Tev podąży za nią. Poznanie nowej osoby bardzo poprawiło jej
humor, dało też poczucie, że jest coś warta: w końcu została zauważona wśród
szarego tłumu, a to przecież musi coś znaczyć. Przynajmniej ona tak to sobie
tłumaczyła.
Jednak
Taya była bardzo nawiną istotą. Naiwność to cecha szlachetnych lub głupich.
Bądź jednego i drugiego, jak w przypadku białowłosej. Ale któż wiedział, ile
stron historii zarysuje?
***…za
kurtyną...***
Młody chłopiec rozejrzał
się zdezorientowany. Teraz już nic zupełnie nie rozumiał: przecież jeszcze
niedawno uciekał przed czymś, co zwykł nazywać Istotą. Swoim szaleńczym biegiem
przecinał chłodne, nocne powietrze gdzieś w zupełnie obcym mieście. A teraz
sceneria zupełnie się zmieniła: noc zastąpił dzień, a ciemna uliczka zamieniła
się najpierw we wnętrze jakiegoś domu, potem w restaurację, a następnie w
jasną, przestronną galerię. Tylko towarzysz pozostał ten sam. Chłopak miał
mętlik w głowie, nie rozumiał, co się wokół niego działo. Czuł się jak widz w
teatrze, który obserwował zmagania aktorów. Widział ich i słyszał, po prostu
wiedział, że byli prawdziwi.
Ale to nie był teatr.
— Co… co to było…? —
wyjąkał. Obraz zatrzymał się w momencie, kiedy zadał to pytanie: białowłosa
kobieta i jej towarzysz nie udali się na spacer po galerii, zaś stali nieruchomo,
podobnie jak reszta zebranych wokoło. Jakby czas się zatrzymał…
— Mówi się, że zegary to
zabawki Czasu, którym nie można dawać wiary — odezwała się Istota. — Ale mają
swój mechanizm — można je zatrzymać, przyspieszyć, albo cofnąć. Z czasem się
tak nie da, prawda? — Istota puściła do chłopca oczko. Białe ślepia upiornie zabłyszczały.
— A może i da… trzeba jednak wiedzieć, jak to zrobić. Tak się składa, że ja
wiem.
Chłopiec słuchał tego
wszystkiego z szeroko otwartymi oczami. Co on mówił, przecież to niemożliwe…
Niemożliwe tak samo jak
przeniesienie go z jego pokoju w zupełnie inne miejsce przez stworzenie, które
z całą pewnością nie jest człowiekiem, choć podobnie wygląda.
— A więc… a więc
zatrzymałeś… czas?
Istota zachichotała
radośnie, jak gdyby usłyszała jakiś niezwykle wesoły żart.
— A po cóż miałbym
zatrzymywać czas? Ha! Nie sądzisz, że to marnotrawstwo? Nie, chłopcze. Ja go
cofnąłem. A raczej przeniosłem nas w czasie. Do przeszłości.
Chłopiec czuł, jak trzęsły
mu się kolana. Teraz już nic nie rozumiał, choć zdawać by się mogło, że Istota
wyrażała się bardzo jasno. A mimo to przez chwilę miał wrażenie, że śni.
Powietrze wokół niego zadrgało, a w głowie się zakręciło. Przez krótką,
wspaniałą chwilę wszystko zdawało się być tylko i wyłącznie wytworem jego
bujnej wyobraźni…
— Dlaczego mnie tu
zabrałeś? — zapytał, unikając spojrzenia mu w oczy.
— Cóż… — Istota zastanowiła
się chwilę. — Zrobiłem już to, co do mnie należało, o czym się wkrótce dowiesz,
bo ci to pokażę. I pewnego dnia stwierdziłem, że okropnie mi się nudzi, a ty
zdawałeś się idealnym młodzieńcem do zabawy… — Istota zerknęła na niego kątem
oka, obserwując reakcję. I kiedy chłopak jeszcze szerzej otworzył oczy,
zaśmiała się krótko, po czym machnęła ręką. — Żartowałem. Po prosu dotrzymuję
obietnicy, którą… sam kazałem komuś złożyć. Ale to było bardzo dawno temu.
— Co to za tajemnica? —
dopytywał chłopiec.
— Za dużo mielesz jęzorem.
Choć, pokażę ci coś…
_____________
1 fr.
Trójkątne Oko
Psia krew? I automatycznie staje mi przed oczami lektura z gimnazjum "Dziecko Noego" o rany, chyba się od tego nie uwolnię ;_;
OdpowiedzUsuń"odwracając się ponownie w stronie wielkiej machinerii" chyba stronę* :>
Oh co za ironia losu! Żeby być tak blisko spełnienia marzenia i nagle wstępują do akcji komplikacje. Ciekawa jestem, co to był za napis i w jakim języku...
Naiwność cechą ludzi głupich. Ahh, naiwność jest wszędzie.
Ciekawy rozdział, czekam niecierpliwie na kolejny ;3
~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/
Mam wrażenie, że czytam kawał dobrej książki!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się dalszej części!
Łał! Wspaniale piszesz. Czyta się tak lekko i przyjemnie. Teraz w głowie mam tyle pytań, które tylko czekają na odpowiedź. Rano dodam tego bloga do siebie w linkach ponoeważ jestem teraz na telefonie a nie chce mi się włączać komputera. I dzięki wielkie za powiadomienie o rozdziale :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam magicznie i czekam na następny rozdział
~hope~
Już dodałam bloga w linkach u siebie
UsuńPozdrawiam magicznie
~hope~
Super rozdział. Masz genialny styl. Spokojnie mogłabyś to przepisać na papier i wydać w postaci książki :). Życzę weny i zapraszam http://historiataylor.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTutaj pojawi się komentarz. :c
OdpowiedzUsuńHejka Methrylis świetnie piszesz. Jestem pełen podziwu. Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńBtw.
Druga cześć rozdziału I Trzech Róż już dostępna, powiadamiam Ciebie zgodnie z umową ;)
http://michaelriske.blogspot.com/2014/01/trzy-roze-rozdzia-i-czesc-2.html
Chciałem napisać na gg, ale hmm niestety mam gg :D
Wow! Wciąga niesamowicie, przeczytałam wszystko jednym tchem jak ciekawą książkę.. nawet w niektórych momentach nie byłam pewna, że czytam opowiadanie na blogu! Bo przecież rzadko się zdarza by ktoś pisał w świecie blogów tak wyśmienicie! Niektórzy tylko marnują przestrzeń wirtualną, ale ty w żadnym razie jej nie zaśmiecasz. Twoje opisy, to wszystko.. jest ze sobą tak zlepione, że powstaje świetna całość. Potrafisz pisać, potrafisz! Talent się kłania, ach... :) Życzę Ci dużo weny i czekam na większą dawkę emocji, którą przysporzy następny rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! :)
http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/
Czy tylko ja czuję się jakby ktoś pokazał mi kawałek dobrej książki i po chwili zabrał?
OdpowiedzUsuńMam kompleks niższości czytając twoje opowiadanie ;D Czyta się lekko, szybko. Kiedy brat przerwał mi w połowie nakrzyczałam na niego tak jak nigdy ,_, tak jest wciągające i ciekawe...
Wiem tylko tyle, że chłopiec jest tu głównym bohaterem... dobra. Ja myślę tak, ale nie wiem :D Co do reszty... to zagadka. Będą w następnym rozdziale czy przybliżysz losy innych? I don't nie wiem xD
Dzięki za miły kom na moim blogu :D
Informuję ich w zakładkach SPAM lub pod nową notką. A gg nie mam ;/
Dodaję twój blog do czytanych :D
Pozdrawiam Diaw
Wiesiarka ;p
OdpowiedzUsuńczekam na cd ! ;-)
Hanusiausaisuaisuai
Ok. Jestem tu przez przypadek, wobec tego wypadałoby coś powiedzieć.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: nie ogarniam w ogóle tego bloga. Śmiesz twierdzić, że twoja bohaterka jest Polką - szczerze wątpię. O ile nazwisko jakkolwiek dziwnie by nie brzmiało, to wygląda ono jeszcze na polskie, ale imię? Jaki normalny człowiek nazywa swoją córkę Hekate? Nawet dzieci Michała Wiśniewskiego nie mają tak wymyślnych imion. Gdybyś dała jakąś Pamelę albo Dżesikę, to można by jeszcze uwierzyć.
Ale idźmy dalej: pozostali bohaterowie, sądząc po miejscu urodzenia, mieli być Niemcami, przy czym ich nazwiska - ani imiona tym bardziej, po niemiecku nie brzmią. Zamiast tego zaserwowałaś jakieś azerskie nazwy. Brawa za pomysłowość. Tylko powiedz mi, proszę, co według ciebie język azerski ma wspólnego z niemieckim? Wiesz, śmiem przypuszczać, że prędzej Turcja ma coś wspólnego z Niemcami.
Myślę, że powinnaś się poważnie zastanowić, o co ci tak naprawdę chodzi. Tworzysz jakiś kulturowy miszmasz; kreujesz swoich bohaterów na Niemców, przy czym o zgrozo - pada określenie w języku francuskim, jak mniemam po tym przypisie. Masz już Niemcy, Francję, Polskę, Grecję i azerskie klimaty. Doprawdy brakuje ci jeszcze tylko nordyckich - albo najlepiej indiańskich bogów. A do tego tytuł bloga. O ile coś oznacza, to brzmi raczej jakby był wywiedziony z języka japońskiego - kolejna kulturowa niespodzianka.
Naprawdę, radzę przemyśleć sobie kilka spraw, bo na dłuższą metę nic dobrego z tego nie wyjdzie.
We wszystkim się z tobą zgodzę. A teraz powiedz mi, co twoim zdaniem nie wyjdzie? Historia, jaką opisuję, ponieważ nazwiska nie są niemieckie? Szczerze powiedziawszy jak zerknęłam na ten komentarz, rzuciło mi się w oczy ostatnie zdanie i byłam przekonana, że nie podoba ci się historia. Tymczasem w całkiem obszernym komentarzu nie ma o niej ani słowa. A więc weszłaś w zakładkę dotyczącą bohaterów, skomentowałaś to i wyszłaś?
UsuńPierw chciałabym podziękować za odwiedzenie mojego bloga. Zostawiłaś adres, wiec wpadłam również i do Ciebie.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się owy rozdział. Jest bardzo intrygujący i bardzo zachęca do ponownego odwiedzenia. Naprawdę wszystko jest cacy, nie mogę się doczekać nowego spisu, o którym, mam nadzieje, poinformujesz mnie :)
niczym-raj.blogspot.com
W pierwszej chwili jak zobaczyłam twój komentarz, pomyślałam sobie, że skądś cię znam. Potem trochę poszperałam i przypomniałam sobie, że kiedyś już byłam na "Merciless Time", ale z jakiegoś powodu tego nie przeczytałam - pewnie nie miałam czasu, wyłączyłam komputer, a potem już zapomniałam, jaki to był adres czy coś.
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy: bardzo mi się podoba twój styl. Jest taki hm... poetycki? I widać, że poważnie do tworzenia podchodzisz, bo i słownictwo bogate, i sam pomysł również ciekawy :)
Wręcz ubóstwiam taką "narrację drugoosobową" (sen Hekate), jak to sobie nazywam. Przypomniało mi się przy okazji czyjeś stwierdzenie, że jedyna możliwość, której nie wykorzystano w powieści kryminalnej, to opcja, że mordercą jest czytelnik. Ale... już chyba zbytnio odbiegłam od tematu :)
A co do imion... moja nauczycielka historii chciała nazwać swojego synka Nabuchodonozor, przy tym Hekate brzmi całkiem normalnie :D
Hej, chciałabym poinformować, że u mnie na blogu pojawił się nowy rozdział, na który serdecznie zapraszam. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńniczym-raj.blogspot.com
Nominowałam cie do Libster Award więcej na moim blogu http://dark-prince-fanfiction.blogspot.com/2014/01/libster-award.html xx
OdpowiedzUsuńNo i w końcu dobrnęłam do końca :) Przeszkadzało mi tyle rzeczy, że ciężko je zliczyć, ale się nie dałam i w końcu mogę przejść do tak długo oczekiwanego przez ciebie komentarza. Ponieważ Meth bardzo cię lubię i szanuję będę w 100% szczera i nie zamierzam ni krztyny słodzić, więc się przygotuj. Ewentualnie nie czytaj dalszej części komentarza. :p
OdpowiedzUsuńTak więc... ekhę... zaczynam :D
Jeszcze nie wiem do końca, ale obawiam się, że nie będzie to opowiadanie dla mnie. Nie przepadam jak akcja skacze z jednego wątku do drugiego, przez co człowiek ma mętlik w głowie i się gubi. Poza tym jestem zwolenniczką fantastyki fantasy :) Zamki, elfy, magia i inne takie. Cóż... nie mówię jeszcze nie :) Piszesz w całkiem interesujący sposób, więc jest szansa, że mnie jeszcze do siebie przekonasz. Na razie zostawię otwartą furtkę :)
Za nim przejdę dalej z analizą twojego opowiadania wypowiem się na temat poprawności. Nie mówię o błędach i przecinkach bo się na tym nie znam, ale wspomnieć muszę o np. braku konsekwencji. Jeśli piszesz "Istota" nie może być używany rodzaj "on" dopóki np nie napiszesz, że jest płci męskiej. Brzmi to dziwnie gdy człek czyta: istota był... Co to? :P Nie ładnie. A skoro już postawiłam dwukropek to i do tego się przyczepię. Natychmiast powyrzucaj te bezsensowne dwukropki! Kobieto gdzie ty widziałaś taki zabieg? Zdania przez to przeciągasz niepotrzebnie, a na dodatek każdy ":" spokojnie może być KROPKĄ!!! Ufffff! Musiałam to z siebie wyrzucić :D Masz całą kupę byków, ale ponieważ mam ten sam problem, wystarczy znaleźć dobrą betę :)
Wracając do treści. Tak jak wspominałam troszkę nie moja bajka, ale jeszcze nie odchodzę. Przybędę przy kolejnym rozdziale, żeby się upewnić :) Wiem, że każdy kolejny post będzie w lepszym stanie. Poznałam twoje umiejętności i wiem, że jak się nie śpieszysz to potrafisz napisać cuda :) Trzymam zatem kciuki za twój rozwój i rozwój opowiadania. Niech ci wen przy nodze siędnie :p
Powodzonka!!! Oczywiście do następnego u ciebie :D
Przybędę, przybędę, a do treści zapomniałam wrócić ;_; Przepraszam najmocniej.
UsuńFragment o wynalazcy bardzo ciekawy i świetnie napisany. Masz niezwykły talent do opisywania ludzkich emocji. Pięknie ubierasz je w słowa i gdy trochę poćwiczysz, w przyszłości będą perfekcyjne. Pozostałych bohaterów ciężko jeszcze zdefiniować, bo ich nie znamy. Niby coś rzucasz, ale są to tylko ochłapy, strzępki informacji. Mimo to polubiłam Hekate :) Wydaje mi się taka jakaś niezwykle interesująca z mroczną przeszłością :D Narkotyki i szemrane typy :] Tak to definitywnie osoba, która jest w moim typie :p
Co do muzeum to totalnie nie lubię nowoczesnej twórczości, która dla mnie jest po prostu... no cóż dnem. Ale to zbyt długi temat na debatę i wielu by mnie za me poglądy z pewnością zasztyletowało :) Tajemniczy jegomość z muzeum to niezłe ciacho :p i też pewnie bym z nim poleciała. Zgwałcić by mnie nie mógł, bo prędzej to ja bym się na niego rzuciła :p
Hehehe :D No to tyle :p Jak coś sobie jeszcze przypomnę to dam kolejną odpowiedź do swej odpowiedzi :D
Wiedziałam, że miałam coś do skomentowania, ale byłam pewna, że akurat tobie to już coś naskrobałam. :3
OdpowiedzUsuńMyślałam, że rozdział pierwszy w przeciwieństwie do prologu coś mi rozjaśni odnośnie tej historii, ale się myliłam. Nie wiem nic, nie mam pojęcia o czym to będzie, nie potrafię powiązać czterech historii przedstawionych u góry i nadal najbardziej zastanawiam się nad tym chłopcem i Istotą.
Co do twojego stylu to zgadzam się w stu procentach z pierwszą linijką komentarza Diawerii. Ślicznie dobierasz słowa, bawisz się nimi, opisy są na najwyższym poziomie. Słodziłam ci już na ten temat w poprzednim rozdziale, ale naprawdę jestem zachwycona.
Ciekawi mnie postać białowłosej znawczyni sztuki, bo lubię osoby, które umieją ją docenić. Ciekawi mnie też wcześniejszy fragment o tej dziewczynie. Kogo chce zobaczyć? (Mój detektor nieszczęśliwych romansów się włączył ;>)
Czekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że dowiem się wreszcie o co tu chodzi.
Uaaa... Tajemnicze powiem szczerze :) Ale to bardzo ciekawe i z resztą to wspaniale.
OdpowiedzUsuńCo do stylu to po prostu pomnóż sobie komentarz Diawerii i Old Mary, chyba, że mam napisać i jeszcze bardziej ucieszyć?
Czekam na dalej i kurczę... może wreszcie się czegoś domyślę! :P
Dawno nie czytalam nic Twojego.. Smiem stwierdzic, ze radzisz sobie i opisy wychodza Ci piekne :) Mialam jedynie problem ze zmianami narratorow- wole jak ktos pisze prosciej i nie tak szybko zmienia sie glowna mysl. To nie znaczy, ze opowiadanie jest zle, wrecz przeciwnie! To co robisz, jest na wysokim poziomie; podoba mi sie sposob w jaki opisujesz emocje. Mam nadzieje, ze w kolejnych odcinkach wiecej sie wyjasni, bo jak na razie wszystkie watki to same tajemnice..
OdpowiedzUsuń/Little
Aż cztery wątki, jestem ciekawa jak sobie z nimi poradzisz. Mam wrażenie, że Hekate i Garth połączą siły, ale to tylko delikatne przeczucie :> Jestem ciekawa jakie to tajemnice skrywa Hekate i cóż to za tajemnicza istota porwała dzieciaka, i w jakim celu. A co do historii Tayi, to wydaje mi się, że ostatnie zdanie jest niepotrzebne, brzmi trochę jak przy jakimś zwiastunie, a nie pełnej historii.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, jestem autorką Pamiętników Wędrownego Maga, które czytasz, przeniosłam je na nowy blog Windurowe Powieści.
Pozdrawiam,
Winduru
windurowe-powiesci.blogspot.com
Cześć!
OdpowiedzUsuńMasz interesujący styl pisania, który wprowadza w nastrój i zachwyca. Choć wolę te bardziej wesołe opowiadania, to twoja historia mnie porwała. Jest w niej coś, co sprawia, że trudno się oderwać od czytania. Mam nadzieję, że masz mniej więcej zarysowaną fabułę. Wprowadzając aż pięć wątków, łatwo można się we wszystkim zagubić. Przeważnie w ten sposób rozpoczynają się niektóre kryminały. Przedstawione są historię życia różnych ludzi i później ich losy się krzyżują i tadam! Zabójcą jest....
Ale nie o tym tu mowa.
Chłopiec z Istotą, która nie ma tęczówek ani źrenic, wciąż interesuje mnie najbardziej. Co pan, potrafiący cofać czas, chce od tych ludzi? Dlaczego pokazuje ich historię chłopcu i o jaką obietnicę chodzi? Komu ją złożył?
Tyle pytań, tyle pytań!
To bardzo dobrze! Od razu mam ochotę przejść do następnych rozdziałów... których na razie nie ma, ale mam nadzieję, że szybko się pojawią :)
Postacie są dla mnie niezbyt barwne na razie, nie zżyłam się z nimi zbytnio, jeśli wiesz o co mi chodzi. Znam na razie namiastkę ich historii i by zacząć traktować ich jako pełnoprawnych bohaterów, potrzebuję więcej. Na razie wydają się jedynie marionetkami w rękach tego pana. Och, ciekawi mnie jeszcze co znaczył napis, na ekranie Gartha. Zakładam, że pokazała mu go Istota.
Przeważnie zostawiam bardzo długie komentarze, ale nie wiem co mogłabym tu jeszcze dodać. Dużo się działo, choć nie było wiele "akcji", ale nie przeszkadzało mi to. Wszystko mnie zainteresowało: udręka z maszyną, szukanie domu ciotki i strzał, Hekate i jej ponury nastrój, jaki śmierć mafijnego szefa, wystawa w galerii i chłopak o nieśmiałym uśmiechu. Jednak najbardziej chłopiec i Istota.
Czekam na więcej!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na rozdział pierwszy :)
Niesamowite. Wszystko na tym blogu zachęca do czytania. Szablon jest niesamowity, uwielbiam go.
OdpowiedzUsuńTreść jeszcze lepsza, dopiero zaczęłam czytać, ale w weekend powrócę i przeczytam cały.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie
http://trudny-wybor.blogspot.com/
Hej,
OdpowiedzUsuńzostawiłaś u mnie w Spamowniku link, więc postanowiłam, że zajrzę. Taki wyjątek od reguły :D
Przyznam szczerze, że raczej się nie zawiodłam. Piszesz bardzo ładnie. Jak czytałam prolog, to aż nie wiedziałam, co mam myśleć. Wszystko było tak ładnie przedstawione. Jakbyś miała naprawdę długi staż za sobą. Ale ja myślę, że to po prostu talent.
Twoje opisy - przepiękne. Potrafisz doskonale operować przeróżnymi porównaniami, mnóstwo epitetów, dzięki czemu można sobie wszystko dokładnie wyobrazić. Wiesz, ja właśnie do czytania takich opowiadań szukam, więc bardzo się cieszę, że przelotnie do mnie zajrzałaś :)
Zbyt wiele jak na razie nie mogę powiedzieć o samym opowiadaniu. Od razu jednak uznałam, że pomysł naprawdę jest dobry. Oryginalny. Co prawda ja, jak to ja, która wiecznie miała w szkole problemy z niemieckim, nie przepadam za Niemcami, ale Twoje dzieło zapowiada się bardzo dobrze. Nawet nie odczułam tego, że ktokolwiek tam ma takie pochodzenie. Z kolei Garth skojarzył mi się z Garthem z "Supernatural", więc tym bardziej szeroko się uśmiechnęłam ;D
Nie jestem jeszcze w stanie także zrozumieć całej fabuły. W jednej chwili coś się dzieje, tutaj Garth próbuje włamać się gdzieś, podejrzewam, że do jakiegoś systemu albo narodowego, albo jakiejś firmy, z której wyciągnie bardzo ważne informacje. Potem jest Hekate (inspiracja mitologią rzymską, czy po prostu taki wybór bez powodu?), której także nie rozumiem. Kobiecie się coś przytrafiło, podejrzewam, że zerwała z ukochanym, będącym jednocześnie fałszerzem dokumentów. I właśnie kolejne pytanie - dlaczego jej wuj chce jego pomocy? Co oni wszyscy? Siedzą w jakimś wielkim bagnie, czy jak?
I chłopiec. Dziwny chłopiec z jeszcze dziwniejszą postacią, która potrafi cofać się w przeszłość. To chyba jest najbardziej intrygujący mnie wątek. Ale będąc szczerą, powiem Ci, że wszystkie mnie w jakimś stopniu zaciekawiły. Obok chłopca szczególnie Garth. Mam słabość do postaci męskich, a jeśli one w dodatku coś kombinują, to już w ogóle! ;D
No dobrze, kończę ten wywód. Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam, a myślę, że owszem, tak się stało.
Tak czy inaczej dodaję Cie do obserwowanych, bo naprawdę mnie zaintrygowałaś :)
Wykorzystam także okazję i zaproszę Cię do siebie:
http://projekt-rozpruwacz.blogspot.com
Pozdrawiam! ^^
Postanowiłam odłożyć plan niszczenia świata, żeby jeszcze sobie poczytać. A więc brnę dalej, czytając i komentując po kawałku, by jakimś cudem o niczym nie zapomnieć...
OdpowiedzUsuń"Nie myśląc nawet o czymś tak prymitywnym jak jedzenie i picie pracował w pocie czoła, karmiony nadzieją i pogonią za spełnieniem swojego największego pragnienia podniósł się z ziemi, z radosnymi błyskami spoglądając na największy z monitorów, powieszony na środku." - dopiero to zdanie kazało mi się zatrzymać. Jak to, nie myślał o jedzeniu? Na Lucyfera, czy to w ogóle jest możliwe? :D Co tam cała reszta historii, dla mnie to zdanie pozostanie największą fikcją xD
Opis jego chwilowej radości od razu przywiódł mi na myśl to, jak czułam się (i zachowywałam) po zdaniu ostatniego egzaminu. Dosłownie skakałam przed budynkiem uczelni, co nie zdarzyło mi się nigdy wcześniej. A potem uzmysłowiłam sobie, że w poniedziałek znowu będę musiała spędzać godziny w towarzystwie tych wszystkich idiotów...
Dobrą książkę poznaje się po ogarniającej Cię chęci do zerknięcia w przód, chociaż kilka stron. Podobnie jest z historiami pisanymi na blogach, bo niby czemu miałoby być inaczej? W każdym bądź razie uciążliwa ciekawość ogarnia mnie w coraz większym stopniu, a więc wszystko wskazuje na to, że się tu zadomowię ^^
Wracając do tematu. Hekate wydaje się być ciekawą kobietą. Nieciekawa przeszłość, niezła rodzinka (a przynajmniej wujcio) no i nie zapominajmy znajomości z podejrzanym trupem - jakakolwiek by ona nie była.
Nie rozumiem sztuki! Zlinczujcie mnie, śmiało. Fakt jednak pozostanie faktem. Podziwiam zatem ludzi, którzy ją rozumieją. Szczególnie tą współczesną. O ile ze sztuki dawnych czasów jestem w stanie coś wyciągnąć, współczesna to dla mnie czarna magia.
Istota mnie intryguje. Sama nie wiem, czy jest postacią pozytywną czy negatywną. Przecież to, że nie wygląda na człowieka i zachowuje się "nieco" dziwacznie (i zaczepia dziecko! xD), nie oznacza wcale, że jest całkowicie i bezwzględnie zła.
Cóż, na dzisiaj to tyle. Pozdrawiam ^^
wywiadzmartwa.blogspot.com