Berlin z lotu ptaka musiał wyglądać naprawdę
pięknie. Szybując między chmurami nad plątaniną najróżniejszych budynków i
ulic, po których prześlizgiwały się smugi samochodów i świateł, zapierało dech
w piersiach. Ach, i te maleńkie, różnobarwne plamki w postaci ludzi
krzątających się po mieście: iluż ich tam może być! Nie sposób tego zliczyć,
jednak pojawiali się wszędzie, wychodzili z każdej uliczki, kąta, budowli,
wozu. W końcu czymże byłoby miasto bez nich? Nie powstałoby wcale. Byli jego
trzonem.
Jednak nie trzeba spoglądać na
Berlin z góry, by dostrzec wszystkich tych ludzi. Wystarczyło przejść się
choćby najciaśniejszą uliczką, by zdać sobie sprawę, że mieszka ich tu całe
miliony.
Wobec tego dlaczego Hekate czuła
się tak samotna?
Przemierzając zatłoczone chodniki
lubiła nasłuchiwać, o czym też mówili ci wszyscy ludzie: spieszący się,
spacerujący, czekający, rozmyślający… Szczególną radość sprawiało jej
podsłuchiwanie rozmów obcokrajowców: jakże ją bawiła rozmowa obcych ludzi w
zupełnie obcym, śmiesznie brzmiącym języku. Wyjątkiem był polski: ten przecież
doskonale znała, a gdy tylko usłyszała choćby kilka słów gdzieś na ulicy, serce
zaczynało bić szybciej, a myśli natychmiast uciekały w kierunku bardziej lub
mniej szczęśliwych momentów z jej dzieciństwa. Jednak nawet wtedy, a może
zwłaszcza wtedy doskwierała jej samotność: bolesna świadomość, że tak naprawdę
nie ma przy sobie prawie nikogo, wbijała ostre igły w jej klatkę piersiową, na
moment utrudniając oddychanie. Wówczas należało wziąć głęboki wdech i iść
dalej. Bo cóż innego jej pozostało?
Próżno powtarzała sobie, że
wychowała się w jednym, ciemnym kącie, a gdy tylko ktoś jej przeszkadzał,
drobną twarzyczkę wykrzywiał grymas niezadowolenia. Próżno powtarzała sobie, że
nie potrzebuje wypłakania się w rękaw bliskiej osoby, że nie oczekuje od nikogo
pocieszenia, wyciągniętej ręki w geście ofiarowania pomocy. Człowiek to
skomplikowana istota przystosowana do życia w stadzie i nic tego nie zmieni.
W mgle tak ponurych myśli
promykiem światła zdawał się być cel jej wędrówki. I choć jeszcze niedawno w
duchu narzekała na swoje osamotnienie odetchnęła głęboko, kiedy tylko znalazła
się w ciemnej, kompletnie opustoszałej uliczce zapewne już dawno zapomnianej
przez Boga. Nawet słońce zdawało się nie świecić tu tak jasno jak w pozostałych
częściach miasta: ponure cienie układały się posłusznie na wyschniętej,
pozbawionej jakiejkolwiek roślinności ziemi. Stare, wymazane sprayami budynki
stojące po obu stronach były w opłakanym stanie: ze ścian opadał tynk, a
niektóre okna zostały wybite. Gdzieniegdzie walały się puste butelki i papiery,
a gdzieś w oddali zakwilił pies. Jedynym znakiem obecności kogokolwiek w tym
ponurym miejscu był stary samochód stojący po lewej stronie kilka metrów od
kobiety. Na jego widok uśmiechnęła się mimowolnie: wóz, podniszczony, brudny, z
porysowanym w wielu miejscach lakierem i zepsutym prawym światłem idealnie
odzwierciedlał jego właściciela.
Nie zastanawiając się nad tym
dłużej przecisnęła się między ścianą budynku a samochodem i doszła do wyblakłych,
drewnianych drzwi. I kiedy już miała zapukać, strach ścisnął jej serce. A jeśli
Falian tam był? Co wtedy zrobi? Wiedziała przecież, że często tu bywał. Kobieta
głośno przełknęła ślinę. Okropnie bała się tego spotkania, jednak obiecała
wujowi odszukać Oskara i faktem było, że zgodziła się na to właśnie dlatego, że
po cichu liczyła na zobaczenie się z Falem.
Och, czy to musi być takie
skomplikowane? Pomyślała udręczona, po czym zapukała delikatnie.
Musiało minąć kilkanaście sekund,
zanim usłyszała po drugiej stronie jakieś pomruki. Kiedy w końcu drzwi się
otworzyły, Hekate ujrzała przed sobą niskiego mężczyznę w pogniecionej koszuli
i zakurzonych, zdartych jeansach. Bladą twarz pokrytą licznymi zmarszczkami i
kilkudniowym zarostem miał wykrzywioną grymasem niezadowolenia, jednak kiedy
ujrzał przed sobą czarnowłosą, najpierw uniósł wysoko brwi, a następnie
rozpogodził się momentalnie.
— Hekate! — zawołał radośnie,
ukazując swoje pożółkłe, nierówne zęby. — Jak miło cię widzieć! Wejdź, proszę,
wejdź
Przekraczając próg uderzył w nią
intensywny zapach tytoniu oraz słodkawa woń kurzu i whisky. Rozejrzała się po
wnętrzu i z ulgą zauważyła, że nikogo więcej tam nie było. Przyjrzała się
uważniej: całą lewą stronę zajmował segment zawalony najróżniejszymi ozdóbkami,
książkami i kilkoma fotografiami. Na środku stała wielka sofa, a nieopodal jej
okrągły stolik, kilka foteli i puf. Nieco dalej stał nawet stół do piłkarzyków.
Zaś prawą stronę zajmowała jeszcze jedna kanapa, dwie szafki, biurko zawalone
dwoma laptopami, lampką nocną i papierami, oraz… łóżeczko dla małego dziecka,
do którego upchnięto zepsute krzesła, luźne deski oraz inne niepotrzebne
rzeczy. Wszystko to było bardzo dobrze oświetlone: sufit ozdabiał wspaniały,
olbrzymi żyrandol, który zupełnie nie pasował do ogólnego chaosu panującego we
wnętrzu.
Innymi słowy nic się nie
zmieniło. Może prócz jednej rzeczy.
— Pusto tu jakoś — zauważyła,
choć nie ukrywała, że nieco ją to uspokoiło, przynajmniej na chwilę. — To
dziwne, zazwyczaj zawsze ktoś się tu kręcił.
— Ech — westchnął Armin
machnąwszy ręką. Wyjął z kieszeni papierosa, którego wetknął w usta i podpalił,
już po chwili zaciągając się dymem. — Ostatnio przyłażą tu jak tylko czegoś
chcą. Ale żeby chociaż zapytać, czy wciąż tu jakoś dycham, to się żaden nie
zjawi. I to są przyjaciele? — prychnął.
Hekate przysiadła na skraju
bordowej kanapy stojącej na środku. Obawiała się spoczęcia na niej, nie chcąc
się pobrudzić, więc wybrała bezpieczniejsze rozwiązanie.
— Ale chociaż ty od czasu do
czasu wpadasz, chociaż ty! — zawołał radośnie. Czarnowłosa poczuła się
nieswojo: może lepiej mu teraz nie zaprzeczać, chwile porozmawiać, a potem
przejść do kwestii Oskara. — Wyglądasz nieswojo.
Hekate drgnęła. Teoretycznie nie
powinno jej dziwić, że stary przyjaciel natychmiast dostrzegł zmianę, jaka
zaszła w niej w ostatnich dniach, jednak wiedziała doskonale, że Armin znał
przyczynę.
— Zdaje ci się. — Tylko tyle
zdołała z siebie wykrztusić.
Mężczyzna popatrzył na nią przez
chwilę z troską, po czym wyciągnął w jej stronę paczkę papierosów. Hekate z
wdzięcznością wyjęła jednego, by już za chwilę wypluwać z siebie szare opary
dymu tytoniowego. On zaś wyjął z kieszeni połamanego herbatnika i zjadł ze
smakiem, czemu kobieta przyglądała się z krzywą miną. Nic jednak nie powiedziała,
odpowiadał jej ten stan, kiedy oboje milczeli, uciekając wzrokiem to tu, to
tam.
— Chcesz pogadać? — spytał cicho,
siadając na sofie tuż obok niej.
— Dzięki, Armin, ale nie trzeba.
Wszystko jest w porządku. Aaa… tak przy okazji… wiesz, gdzie jest Oskar? Skoro
już tu jestem, to pomyślałam, że może widziałeś go gdzieś ostatnio.
— A jakże — odparł niemal
natychmiast, wwiercając się w nią spojrzeniem. — Jest u Attyli.
Przez twarz Hekate prześlizgnął
się cień strachu, kiedy tylko usłyszała ksywę Fala. Od zawsze interesował się
historią, a znany był ze swojej fascynacji plemieniem Hunów. Szybko więc jego
znajomi ochrzcili go imieniem ich najsłynniejszego wodza.
— Mhm — mruknął Armin —
faktycznie, nic ci nie jest.
Hekate westchnęła, osuwając się
na miejsce obok niego.
— Słyszałem o waszej kłótni —
kontynuował. — Nie przerywaj mi, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale
posłuchaj mnie. Po pierwsze od dawna wiedziałem, że kiedyś to wszystko wypłynie
na wierzch, to musiało się wydarzyć prędzej czy później. Teraz powinno być
tylko lepiej — dodał z delikatnym uśmiechem. — Myślisz, że tylko tobie jest z
tym źle? Nie widziałaś się od tamtego czasu z Attylą, prawda? — Armin umilknął
na moment, dopalając papierosa. — Więc nie wiesz, że wygląda jak trzy ćwierci
od śmierci, a poza tym jest cholernie denerwujący: na każdego bez przerwy
warczy, nawet jeśli sam coś zrobi źle, a to zdarza mu się dosyć często, bo
nawet najgłupszy szczegół wyprowadza go z równowagi. To wrak człowieka,
podobnie jak ty. Możecie być na siebie źli, pewnie padło wiele ostrych słów,
ale wyobrażasz sobie nie wracać do niego, nie godzić się? Nie wiem jak ty, ale
dla mnie to jest zupełnie nierealne. A ty? Co o tym myślisz?
Hekate po raz kolejny tego dnia
poczuła, jak mały potworek zaczął bawić się jej wnętrznościami. Spuściła głowę,
usiłując ukryć uśmiech, który na moment rozświetlił jej bladą twarz: a więc
jemu też ta sytuacja nie dawała spokoju, też się nad tym zastanawiał, może też
żałował. Albo udawał… chociaż czemu właściwie miałby to robić?
— Problem w tym, Armin — podjęła,
wzdychając przy tym ciężko — że nie za bardzo wiem, co myśleć.
Mężczyzna przyjrzał się jej
uważniej oczekując, że będzie mówiła dalej.
— Posłuchaj — rzekła
niespodziewanie, prostując się jak struna. — Nie wiesz, jak to jest, kiedy zaczynasz
bać się kogoś, kogo darzysz największym i najsilniejszym uczuciem, nie wiesz,
jak to jest w ciągu kilkudziesięciu minut przeżyć koszmar sprzed sześciu lat!
Ja się znowu go błam, Armin, był taki moment, kiedy spodziewałam się, że mnie
uderzy, wrzaśnie jeszcze głośniej, wygoni, każe nigdy nie wracać, nie pokazywać
się na oczy… Armin, do cholery, ja nie
powinnam nawet o czymś takim pomyśleć, a jednak wówczas… — Hekate przerwała,
ukrywając twarz w dłoniach. Gdyby mężczyzna jej nie znał, pomyślałby, że
płakała, ale w ciągu tych długich sześciu lat, przez które zdążył ją dobrze
poznać, tylko raz widział ją ze łzami spływającymi po policzkach. Była silną
kobietą, jednak często wymagała od siebie zbyt wiele, tak jak wówczas.
— Powinnaś z nim porozmawiać — szepnął
Armin, obejmując ją ramieniem. Hekate nawet nie drgnęła. — Nie teraz,
potrzebujesz odpoczynku. Posiedź tu z kilka godzin, pomyśl, a jeśli będziesz
czegoś potrzebowała, służę pomocą.
Hekate spojrzała na przyjaciela z
wdzięcznością. W takich momentach jak ten taka osoba była jak skarb.
— Jesteś kochany, wiesz? —
szepnęła, tuląc się do niego. Zignorowała mocny zapach tytoniu, który
wydzielała jego koszula.
— No jasne, że wiem!
— Hekate…
Kobieta poczuła, jak ktoś
delikatnie szturcha jej ramię. Początkowo nie rozumiejąc motywów tej osoby,
dźwignęła się na łokciach i rozejrzała dookoła. Stał nad nią Armin, spoglądając
na nią z niepokojem. Hekate przeciągnęła się, trąc uparcie oczy.
— Zasnęłam? — wymamrotała.
Zerknęła przez brudne okno, które przedstawiało jedynie kolejne obskurne
budynki stojące po drugiej stronie uliczki. I choć nieba tam nie ujrzała,
zdawało jej się, że na zewnątrz zrobiło się jakby ciemniej. — Niemożliwe, żebym spała tak długo…
— Minęły może z dwie godziny —
wyjaśnił. — Nadciąga burza, nieładne chmury zbierają się nad Berlinem.
— Jakby wiedziały, co zamierzam
zaraz zrobić — mruknęła, podnosząc się niezgrabnie. — Myślisz, że nadal znajdę
tam Oskara?
— Na pewno. Fal pilnie go
potrzebował, więc to pewnie nie była robota na godzinkę.
Po raz kolejny na dźwięk tego
imienia ciałem kobiety wstrząsnął silny dreszcz. Raz jeszcze rozejrzała się po
wnętrzu, a kiedy jej spojrzenie zatrzymało się na starcu, uśmiechnęła się do
niego najpiękniej, jak tylko potrafiła. Chciała mu coś powiedzieć, podziękować,
ale nie potrafiła: w niewytłumaczalny sposób nie mogła odnaleźć właściwych
słów. Jednak te wcale nie były potrzebne: Armin odwzajemnił gest, po czym
podszedł do Hekate i przytulił ją delikatnie, poklepując po ramieniu.
— Idź tam już i przeżyj — nakazał,
śmiejąc się cicho. — I nie martw się niczym. Pamiętaj też, o czym ci dziś
mówiłem. Miej na uwadze, że oboje wyrządziliście sobie krzywdę, jednak nie
taką, by nie móc jej naprawić. Nie ma związków bez sporów, bo wtedy to żaden
związek, najwyżej umowa. A chyba nie o to chodzi, prawda?
Hekate uśmiechnęła się blado,
jednak nic nie odpowiedziała.
— Ach, i… gdybyś jednak zamieniła
z nim chociaż słówko, to przekaż mu, że mam dla niego wieści.
— Dobre czy…
— Złe — uciął.
Serce Hekate zabiło szybciej.
Momentalnie przypomniała sobie o informacji na temat morderstwa wielkiego bossa
znanego w całej Europie gangu narkotykowego, o której dowiedziała się z
porannych wiadomości.
— Armin… Voyant… — wyszeptała
przerażona.
— Wiem. Idź już, dziecko, idź.
Nic więcej nie powiedziała.
Zamiast tego wykonała dziwny gest ręką, jak gdyby chciała mu pomachać na
pożegnanie, i wyszła.
W świetle dnia ta uliczka nie
wyglądała zbyt zachęcająco, ale kiedy granatowe, ciężkie chmury zajęły całą
powierzchnię nieba, to miejsce budziło grozę. I nawet czmychnąwszy stamtąd czym
prędzej różnica była niewielka: ludzie, wcześniej tłoczący się na ulicach,
teraz jak najszybciej chcieli znaleźć się w swoich ciepłych suchych i dobrze
oświetlonych domach, uciekając przed niosącą przez chmury ciemnością,
nieuniknionym deszczem i lodowatym wiatrem szczypiącym w policzki. Jednak
Hekate taka pogoda wcale nie przeszkadzała, przeciwnie: odkąd pamiętała
uwielbiała ciemne chmury a nienawidziła słońca, co zdecydowanie wiązało się ze
wspomnieniami: pamiętała niewiele dobrych chwil, którym towarzyszyła słoneczna
pogoda. Poza tym owa atmosfera doskonale odzwierciedlała jej nastrój:
nieprzyjemny, ciążący na duszy, ponury i, zdawać by się mogło, bez nadziei,
choć ta tliła się w niej gdzieś głęboko, bez względu na to, czy była tego
świadoma, czy też nie.
Nadzieja to potężna broń,
straszliwa, a jednocześnie tak wspaniała. Jest jak róża: piękna i pachnąca, acz
odziana w kolce. Te z kolei nierzadko boleśnie ranią, najczęściej właśnie
wtedy, kiedy, zaślepieni pięknem, chcemy po ten kwiat sięgnąć.
Hekate kroczyła powoli, zupełnie
nie zważając na coraz ciemniejsze chmury i silniejszy wiatr. Mogła zmoknąć i
zmarznąć, jednak nie za bardzo by się tym przejęła. Nie spieszyło jej się, nie
chciała zjawić się tam zbyt szybko. Strach ją spowalniał. Z drugiej strony
wolałaby zastać Oskara: kobieta nie potrafiła w tej chwili nawet wyobrazić
sobie sytuacji, w której pozostałaby z Attylą sam na sam. Chciała tego uniknąć,
jednak gdzieś tam głęboko, bezmyślnie uciszany przez rozum głosik wrzeszczał,
że pragnie go zobaczyć, marzy o dotyku, ciepłym słowie, pocałunku…
Dalej rozmyślając nad swoimi
tęsknotami nawet nie zauważyła, kiedy dotarła na miejsce, choć ta dzielnica
zdecydowanie różniła się od brudnych, zatłoczonych ulic Berlina: była schludna,
czysta i cicha; wysokie latarnie rzucały jasne światło na zadbane domki,
skoszone trawniki i garaże, w których stały drogie samochody. To wszystko
robiło niemałe wrażenie i aż chciało się rzucić wszystko i zacząć żyć od nowa,
właśnie tu. Ją jednak interesował tylko i wyłącznie jeden budynek. Stała przed
czarną, wysoką bramą, za którą wznosił się ładny, całkiem spory, jednopiętrowy
dom połączony z lewej strony z garażem. Tam też świeciło się światło, zaś
hałasy, które stamtąd dochodziły wyraźnie sugerowały, że ktoś w nim pracował.
Hekate była pewna, że to Fal, tak więc najciszej jak tylko potrafiła uchyliła
furtkę, która na szczęście, nawet nie skrzypnęła i zakradła się w stronę
niskich schodków. Jak się okazało duże, dębowe drzwi były lekko uchylone, więc
pchnęła je delikatnie i weszła do środka.
Powitało ją przyjemne ciepło i
bardzo jasne światło, które rzucał wielki żyrandol zawieszony w holu. Prócz
niego tylko zza drzwi jednego pokoju wypełzała cienka, żółta smuga: znajdowały
się dokładnie naprzeciwko niej i właśnie tam podążyła.
Nawet nie pukając błyskawicznie
wślizgnęła się do środka. Był to ulubiony pokój Attyli: mały, zagracony, z
półkami pełnymi książek, dwiema gitarami elektrycznymi, biurkiem z laptopem i
wielkim, dwuosobowym łóżkiem upchniętym po lewej stronie. Jakże wielka ulga
zalała Hekate, kiedy okazało się, że w pomieszczeniu znajdował się tylko
czarnowłosy, niski mężczyzna o dość młodej twarzy i małych, brązowych oczkach,
które wpatrzone były w ekran do tego stopnia, że zdawały się nie dostrzegać
niczego innego, łącznie z Hekate.
— Ekhm — odchrząknęła cicho w
celu zwrócenia na siebie uwagi.
Oskar błyskawicznie zakręcił się
na krześle, odwracając się w jej stronę.
— Heki! Heki, jak fajnie cię
widzieć! — wołał rozentuzjazmowany. — Dawno cię nie…
— Ciszej! — syknęła zlękniona, że
Fal mógł go usłyszeć. — Ja tylko na chwilę i tylko do ciebie. Mój wujek Viktor…
— Och, Rockermann? Czego ten
stary dziad ode mnie chce? — spytał sympatycznym tonem.
— Tego nie powiedział, wspomniał
tylko, że ma dla ciebie interes. Lepiej zgłoś się do niego prędko, to chyba
coś, co nie powinno czekać długo, ale nie wiem — recytowała pospiesznie. — Tyle
ode mnie, ja już muszę…
— Stary! — zakrzyknął Oskar,
który, ku panice Hekate, spoglądał gdzieś ponad jej ramieniem. — Dlaczego nie
wspominałeś, że twoja dziewczyna wpadnie? Ubrałbym się jakoś lepiej!
— Ja… sam nie wiedziałem, że
przyjdzie… — odpowiedział niski, męski głos gdzieś za nią.
Czarnowłosa natychmiast się
odwróciła. W progu stał wysoki mężczyzna o długich, sięgających ponad łopatki,
brązowych, lekko falowanych włosach, wówczas związanych w luźny kucyk z tyłu
głowy i dużych, ciemnoniebieskich oczach, które zawsze porównywała do głębi
wzburzonego oceanu. Nie wyglądał zbyt elegancko: część twarzy pokrywał dwudniowy
zarost, a jego koszulka koloru khaki i stare, podarte jeansy umazane były
czarną mazią.
Spuszczając wzrok Hekate zręcznie
go wyminęła i, nawet się nie pożegnawszy, skierowała się w kierunku drzwi.
Zeskakiwała właśnie ze stopni schodów, kiedy usłyszała za sobą wołanie, które
wprawiało jej serce w dziki tan. Nie zatrzymała się jednak nawet na moment,
przeciwnie: jak najprędzej chciała opuścić ten teren.
— Hekate! — wołał Attyla.
Strach zacisnął na gardle kobiety
swoje lodowate dłonie, utrudniając jej swobodne oddychanie, a wraz z tym
energię i chęć ucieczki. Stanęła więc, przymykając powieki. Również kroki
ustały: teraz oboje stali i milczeli. Czekali. Tylko na co?
— Proszę, porozmawiajmy… —
powiedział cicho, błagalnie.
— N-nie sądzisz, że wiele
powiedzieliśmy sobie podczas naszej ostatniej… hm, pogawędki? — wyjąkała, nawet
się nie odwracając. — To bardzo dało nam do myślenia, prawda?
— Dało nam do myślenia? — zapytał
z wyrzutem. Czarnowłosa zamknęła oczy, jak gdyby ten gest pomógł jej stąd
zniknąć: nie chciała tego słuchać, nie chciała przy tym być, czuć strachu i
żalu, nie tylko do niego, ale i przede wszystkim do siebie. Mimo to stała tam
dalej czekając, aż Fal znowu coś powie. — Co nam to przyniosło? Powiedzieliśmy
sobie w gniewie wiele okropnych rzeczy, które nie powinny zostać wypowiedziane
nigdy, ale jednak stało się! Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy! Ja
popełniłem ich w swoim życiu znacznie więcej, a dwa największe właśnie w
stosunku do ciebie! — Fal na moment zamilkł, jak gdyby skulił się w sobie. —
Pierwszym było to, co… usłyszałaś ode mnie przedwczoraj. Drugim był sposób, w
jaki zatrzymałem cię przy sobie. I jeśli ta kłótnia miała mi dać cokolwiek do
myślenia, to tylko tyle, że jestem nikim, jedynie żałosną kreaturą, która nie
zasługuje na nic, a już na pewno nie na twoją miłość. A jednak jestem pewien,
że cię kocham! I chciałbym o to walczyć.
Hekate oddychała coraz szybciej.
Nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić: odwrócić się, odezwać… I choć nie
mogła się ruszyć, jakby jej mięśnie były sparaliżowane, to cała drżała. Jedna
jej część chciała się rozpłakać i krzyknąć, że czuje to samo, zaś druga
pragnęła jak najszybciej stąd odejść, zaszyć się w ciemnym kącie swojego
mieszkania i nie wychodzić stamtąd aż do końca świata.
Dlaczego to było takie
skomplikowane? Dlaczego wciąż sobie wszystko utrudniała? Przecież tak bardzo za
nim tęskniła, każda myśl zawierała choć odrobinę jego osoby, pragnęła go przy
sobie, marzyła o tym, by było tak jak dawniej! A jednak nie potrafiła się
przełamać, coś ją blokowało i Hekate doskonale wiedziała, cóż to takiego było.
Między nią a Falem stał ogromny mur, upiór przeszłości. Nie da się go ominąć,
przeskoczyć, zapomnieć. Nikt samemu temu nie podoła. Samemu…
— Nie zabieraj mi wszystkiego, co
mam — wyszeptał. Ach, jakże wspaniałym uczuciem było znowu usłyszeć jego
aksamitny szept, który pieścił jej uszy… Tym przyjemniej było tego słuchać ze
świadomością, że mówił to o niej. — Jeśli to zrobisz, nie będę miał już nic. A
człowiek, który nie ma nic, jest zdolny do wszystkiego.
Kiedy Hekate się odwróciła, już
go nie było. Jedynie upiorne widmo unosiło się wokół niej, rozpylając wokół
mgiełkę żalu, strachu i gniewu. A mimo to przeklęta nadzieja wciąż ściskała ją
za serce, podszeptując nieśmiało:
„To tylko przeszłość. Za to
nadzieja związana jest z przyszłością, a ona zaczyna się już od teraz! Nie
zmarnuj jej, a będzie tylko lepiej”.
„Ja też nie chcę tego tracić”,
pomyślała zlękniona.
Nim się obejrzała, znajdowała się
już w swoim domu. Przekraczając prób poczuła przyjemne ciepło rozpływające się
po jej cele i nie chodziło już nawet o temperaturę, ale o świadomość, że
znajdowała się w swoim własnym gniazdku, w którym nic jej nie groziło. Hekate
zamknęła za sobą drzwi, które skrzypnęły charakterystycznie. Ów dźwięk działał
na nią kojąco: wówczas miała pewność, że jest sama, zdana tylko na siebie. I to
jej odpowiadało. Mogła usiąść w swoim ulubionym fotelu stojącym przy oknie z
kubkiem gorącej herbaty, mogła w ciszy i spokoju pomyśleć, albo przeciwnie:
zapomnieć o wszystkim i rozkoszować się ulgą, którą w takim wypadku odczuwała.
Udając się w stronę salonu nie
podejrzewała zupełnie nic. Powoli rozluźniając swoje boleśnie napięte mięśnie
przymknęła oczy, marząc o jakimś ciepłym napoju i muzyce. Jednak kiedy
przelotnie zerknęła w lewą stronę, natychmiast odskoczyła do tyłu, wydając z
siebie przeraźliwy krzyk. Oddychając ciężko szeroko otwartymi oczyma wpatrywała
się w coś zupełnie niewiarygodnego, wręcz niemożliwego, a z pewnością mrożącego
krew w żyłach. Hekate starała się pospiesznie zebrać informacje, jednak była
zbyt roztargniona, by choćby spróbować logicznie powiązać to, co widziała.
A widziała biały, drobniutki pył.
Był rozsypany po całym salonie: pod szafkami, telewizorem, na kanapie i półkami
z książkami. Jednak najwięcej było go pod ścianą po lewej stronie. Hekate nie
wiedziała, co robić, jednak w końcu ciekawość, jak i chęć pozbycia się tego raz
na zawsze, zwyciężyła. Bardzo powoli zbliżała się do ściany, starając się nie
deptać po tajemniczej substancji. Wkrótce stało się to niemal niemożliwe, gdyż
wokół było go zbyt wiele. Stąpając na palcach kobieta zbliżyła się do miejsca,
w którym prochu było najwięcej. Kucnęła, opuszkami palców dotykając pyłek. Był
chłodny i przyjemny w dotyku, choć nieco szorstki. Hekate zastanawiała się,
czym mógłby być ten proch, kiedy kątem oka dostrzegła maleńką kopertę leżącą na
szczycie jednej z górek stworzonej z usypanego prochu.
Bardzo niepewnie sięgnęła po
kopertę. Była bardzo ładna: maleńka, śnieżnobiała, zapieczętowana brunatną
pieczęcią. Na odwrocie dostrzegła jakiś napis zapisany czarnym atramentem: „Ka ljboma’lby godyu’kox. Ko xujk
gyuhljmo”. Hekate zmarszczyła brwi. Cóż to mógł być za język? Nie przypominał
żadnego, z jakim kiedykolwiek się zetknęła. Czując, że ciekawość powoli
zwyciężą nad strachem, nieco pewniejszym ruchem otworzyła kopertę, chcąc wyjąć
zawartość. Wówczas uderzył w nią ostry zapach soli i rdzy. Skrzywiła się,
jednak za chwilę ponownie strach ścisnął jej serce, bowiem znała ten zapach. Krew.
W kopercie znalazła jedynie
maleńką karteczkę. Zapach kojarzący się Hekate z krwią stawał się coraz
intensywniejszy. Przez moment kobieta myślała, że na kawałku papieru nie ma
zupełnie nic, jednak na odwrocie znalazła kolejny napis, tym razem w dobrze
znanym języku, zapisany czerwonym atramentem…
„Fiołek,
tobołek, w czarnym śnie
Zły Czarodziej goni mnie
Dusza, burza, cel
wskazuje
Białe pyłki rozsypuje”.
Zapach krwi rozniósł się po całym
pomieszczeniu.
*** …za kurtyną... ***
Chłopiec zadrżał. Po kręgosłupie przebiegł mu nieprzyjemny dreszcz, a w
głowie się zakręciło. Jednym słowem nie czuł się najlepiej, a to zapewne
dlatego, że nie wiedzieć w jaki sposób, znowu znalazł się w zupełnie innym miejscu
niż poprzednio. Na dodatek zrobiło mu się zimno. Potarł dłońmi ramiona,
szczękając zębami.
— O taaak, lodowata atmosfera — zamruczała Istota. Chłopiec drgnął:
wciąż nie mógł uwierzyć, że to wszystko mu się nie śniło. A jednak Istota
istniała naprawdę, a jej śnieżnobiałe oczy wciąż błyszczały niepokojącym
blaskiem. — Mnie też aż ciarki po
plecach przeszły.
— Kiedy mi jest naprawdę zimno — mruknął, przeskakując z nogi na nogę.
Nie patrzył na Istotę, jednak wiedział, że bacznie go obserwowała. Mimo
to udawał, że tego nie dostrzega i rozglądał się po otoczeniu. Jeszcze niedawno
w tym samym salonie, w którym sami przebywali, klęczała jakaś kobieta
odczytująca jakąś wiadomość. Dość dziwną wiadomość, jak się zdawało chłopcu,
jednak nie wiedział, czy powinien o to pytać. W zasadzie miał trochę czasu by
stwierdzić, że Istota była naprawdę godna zaufania, jednak lęk, który w nim
rodziła, często był potężniejszy.
— To była krew? — wypalił niespodziewanie, sam zaskoczony tym aktem
odwagi z jego strony.
Istota kiwnęła głową z wesołym uśmiechem na twarzy. Zaraz jednak
zmarkotniała, spoglądając uważnie na chłopca.
— Hm… jesteś chyba głodny? — zapytała z troską w głosie. Tego się nie
spodziewał. — Dobrze, chodź, zabiorę cię do domu. Ostrzegam, to bardzo dziwny
dom, ale wystarczy nam.
— Kiedy wrócę do mojego domu? — spytał niespodziewanie, czując
nieprzyjemny ucisk w momencie kiedy słyszał to jedno, krótkie, a jakże wiele
wyrażające słowo.
Istota podrapała się po uchu, popadając w zadumę.
— Kiedy przeszedłem na emeryturę — odparła po chwili nienaturalnie
wysokim głosem. — A to nastąpi niebawem, uwierz mi.
— Chyba kiedy przejdziesz —
poprawił chłopiec.
— Nie. Kiedy przeszedłem. A
teraz chodź do domu, tylko się nie przestrasz.
Sialalala, piszę w Wordzie, ponieważ poprzedni komentarz mi się usunął i zaraz szlag mnie trafi normalnie.
OdpowiedzUsuńCześć!
Kochana, całkiem nieźle się zgrałyśmy w dodawaniu nowych rozdziałów! Przypadeg?
Szybko przejdę do rozdziału, bo jeszcze jakaś tajemnicza siła zabierze mi prąd doprowadzając do tego, że się zdołuję i nici wyjdzie z mojego komentarza.
Znalazłam coś w rodzaju błędu. Jak coś może być „czymś w rodzaju błędem”? Już tłumaczę xd
"(…) najpierw uniósł wysoko brwi, a następnie rozpogodził się momentalnie."
To „momentalnie” mi jakoś nie pasuje. W końcu najpierw był niezadowolony, później uniósł brwi, a dopiero potem się wyszczerzył. Jednak nie jestem co do tego pewna, tak tylko dzielę się przemyśleniami ;)
A i jeszcze w pierwszej wypowiedzi Armina brakuje mi kropki lub wykrzyknika na końcu.
Przechodząc do treści… Znów nie mogłam się oderwać! Wszystko pięknie opisane, wprowadzało napięcie. Tylko, że jam się wczułam w postać Hekate. I smutno mi. W realnym życiu jeszcze się z czymś takim nie spotkałam, ale w książkach czy filmach często bywa tak, że bohater nie może ruszyć dalej, ponieważ na wszystko patrzy przez pryzmat przeszłości. I podobnie jest tutaj z Hekate, która mogłaby być szczęśliwa, ale nie, bo się boi. Jak wiem, że była kłótnia, a w kłótniach mówi się o kilka słów za dużo, ale przecież takie spory pojawiają się w każdym związku. Nosz, tutaj jest przecież szczęście na wyciągnięcie ręki. Chwyć je Hekate, chwyć! Jestem zażartą zwolenniczką: Kochacie się? Bądźcie ze sobą! Proste, prawda?
Ale podejrzewam, że tak nie będzie i będę nad tym bardzo ubolewać, przygotuj się na moje marudzenie. Hmm.
Wiesz kogo mi jeszcze żal? Armina! Tak, znów mi smutno. Myślał, że Hekate przyszła do niego w odwiedzinach, a tu nie. Taki spisek przeciwko samotnemu staruszkowi. Że niby pan, który zjada jedzenie, które znalazł w kieszeni, nie mógł mieć prawdziwych przyjaciół? Nie zgadzam się, bo to bolesne takie. Bunt.
Gdy myślę sobie już „ Nie, no nie, co ona najlepszego zrobiła, nie czytam, bo się zdenerwowałam” to tak oczami wyłapałam jeszcze kilka następnych zdań… I cóż… Zaczęłam czytać dalej. Matko, matko co tu się dzieje?!
Moja pierwsza myśl: Oho! Jakiś diler odwiedził mieszkanko pani Hetake.
Ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że nawet człowiek psychiczny nie szarpnąłby się tak, by rozsypać narkotyki po pokoju dla rymowanki. I tutaj mam pytanie: Skąd ten zapach krwi? Może ja tępa jestem, bo nie zrozumiałam. Wierszyk był napisany krwią, tak? Ale żeby tak intensywnie to pachniało? Huh, no może pachnie... W sumie jeszcze nigdy nie dostałam liścia napisanego krwią, więc nie wiem…. Tak nudne życie ;___;
Ach, ach, ach! Przechodzimy do mojego ulubionego momentu w rozdziale! Chłopiec i Istota <3
Love, love, love.
Uwielbiam ten wątek. Bardzo. Jest taki tajemniczy i groźny jednocześnie. Cały czas się zastanawiam, kim jest Istota i wygląda na to, że musi być jedną z osób, które obserwują. Któż to przejdzie niedługo na emeryturę? Chcę wiedzieć! Och i do jakiego domu się udają! To też jest tak ciekawe.
Mam nadzieję, że szybko pogodzisz Hekate i Fal’a ( czy jak to się odmienia xd) i będzie różowo i suodko. Jutro walentynki, więc ja tu chcę szczęśliwej miłości piętnaście razy bardziej.
Pozdrawiam!
Witaj,
OdpowiedzUsuńpiszę do Ciebie z propozycją odwiedzenia mojego bloga. Mam skrytą nadzieję, iż tam zajrzysz i ocenisz prolog, ale wiem, że masz także swoje obowiązki i niekoniecznie chcesz to czytać. Uszanuję każdą decyzję. Chcę tylko zachęcić do przeczytania opowiadania. Może przypadnie do gustu?
http://life-of-a-pain.blogspot.com/
Całuski
Ana
PS. Przeczytałam Twoje opowiadanie, jest bardzo obiecujące, jeżeli dasz radę to prosiłabym o informowanie mnie o nowych rozdziałach w zakładce "Spam". c:
Witaj, po pierwsze dziękuję, że skomentowałaś mojego bloga :) Twój blog jest bardzoo fajny, przejrzysty i śliczny szablon! <3
OdpowiedzUsuńPierwsze zdania tak barwnie opisane, zachęciły mnie abym połknęła kolejne linijki i kolejne... ;)
Wszystko opisane w takich szczegółach, że wyobraziłam sobie te wszystkie rzeczy! Kiedyś ktoś mi powiedział, że nie potrzebnie ludzie tak szczegółowo wszystko opisują, ale myślę, że to jest dobre, oczywiście... nie lubię jak ktoś np. ''zielonego kalosza'' opisuje w 5 zdaniach, nie o to chodzi :)
Masz fajny styl pisania, chciałabym tak pisać ! ;) Powinnaś książkę wydać ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :***
Idę obserwować :*
~Dodane teraz ~
OdpowiedzUsuńWiesz ile razy dodawałam swój komentarz i mi się nie udawało, ale tak jak obiecywałam ja się nie poddam. Jam nie z tych :) No to po raz enty robimy to samo. Ctrl + c, Ctrl + v i dziękuję :D
Cześć kochana! Wiem, że chociaż jest późno i pojawiłam się tu z dużym opóźnieniem (obiecałam to już wcześniej) to wiedz, że przeczytałam rozdział z miłą chęcią. Pamiętasz moją pierwszą reakcję i w sumie szereg niezbyt pochlebnych słów. Może nie tyle co nie pochlebnych, ale mówiących o tym jak bardzo owo opowiadanie nie jest w moim stylu i jak bardzo ciężko mi się je czyta. Czy jakoś tak. Dokładnie nie pamiętam, bo skleroza to moja siostra rodzona ;p No ale nie oszukujmy się, wpadłam po raz drugi tylko dlatego, że mam do ciebie sentyment. Tym milsze było moje zaskoczenie, kiedy czytałam kolejny rozdział. Nie wiem czemu, ale o wiele bardziej mnie zainteresowało i jakby mogłam dostrzec jaka z ciebie prawdziwa perełka. Istny diamencik i naprawdę niewiele szlifów potrzeba, abyś lśniła jak gwiazda. Masz niesamowity zmysł i dobrą rękę do pisania. Podobają mi się zwłaszcza ciekawe opisy, które urozmaicają historię. Może troszkę pracy nad dialogami by ci się przydało, bo niektóre jakieś takie patetyczne mi się wydają, ale poza tym... No cóż jestem pod niemałym wrażeniem i nie wiem czemu tego wcześniej nie dostrzegłam. Masz to coś co może sprawić, że będziesz sławna. Wiem, że na razie nie bardzo tłumy się u ciebie przewijają, ale nie oszukujmy się, popełniłaś dwie gafy, które mogą nieco ludzi odpychać. Po pierwsze i najważniejsze wstawiasz za długie rozdziały. Mnie to co prawda nie przeszkadza, ale pamiętaj, że każdy człowiek, który odwiedza internety, raczej chce rozsyłać spam niż czytać i jeśli np. coś ich przyciągnie, to czasami ilość tekstu po prostu odstrasza. Podzieliłabym takie rozdziały na kilka mniejszych i po prostu częściej publikowała. Po drugie :) Bo zawsze musi być jakieś po drugie jak już po pierwsze się rzeknie, po drugie wybrałaś ciężką tematykę. Nie jest popularna i może przyciągnąć jedynie wytrawnych koneserów. Nie martw się jednak pomogę ci jak będziesz chciała :) by twoje opowiadanie stało się na tyle znane, na ile znane być powinno :p
Co do samego rozdziału bardzo mi się podobał fragment jak Hekate siedziała w tej spelunce. No rozmowa z Arminem (o ile czegoś nie pomyliłam :p) była świetna. To ciepły i przyjazny element :) Taki kochany mi się ten człek wydał. Przytłoczony życiem zabijaka, ale ze wspaniałym sercem. Zdobył moją sympatię nie ma co :)
Atylla :] Czekamy na więcej XD
P.S Miłość jednak wypływa :P Podoba mi się, że pokazujesz też jej trudy i komplikacje jakie są z nią związane.
To na tyle XD Mogłabym jeszcze nieco ci pokadzić, ale powinnam wziąć się za siebie i coś skrobnąć. Buziaki i do następnego rozdziału u mnie lub u ciebie :D
Pozdro Diamencik! :*
Miałam ostatnio takie łącze z Internetem, że komentarze sprawiały mi kolosalne problemy (nawet na te u mnie nie odpowiadałam), jednakże byłam pewna, że tu coś zostawiłam. Znalazłam jednak kawałek komentarza do tego rozdziału gdzieś w notatniku i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że komentować tylko planowałam.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, lubię smutne, ciężkie historie miłosne. Tak, moja ma być idealna, a inni niech zwijają się z bólu. Z całą pewnością będę tu jęczała nad związkiem obu bohaterów. No kocham takie rzeczy. Lepiej w mój gust wstrzelić się nie mogłaś!
Jedyne co nie pasuje mi w tekście to (właśnie ta rzecz w notatniku mi o tobie przypomniała) to, że w pierwszym dialogu mężczyzna mówi, że Hekate wygląda nieswoja akurat kiedy ty piszesz, że "poczuła się nieswojo". Bardzo brzydkie to powtórzenie.
Jestem niesamowicie zaintrygowana Istotą i chłopcem. To najbardziej tajemniczy wątek tego opowiadania.
Pozdrawiam :)
Wybacz kochana, wzięłam sobie do serca to co napisałaś ;D Ale nie mogłam się do tego zabrać xD Już poprawiłam, więc dziękuję ;*:*:*
OdpowiedzUsuń